Wśród ludzi, których znam, większość nie przepada za lotami samolotem, a tym bardziej za spoglądaniem przez okno. U mnie jest odwrotnie. Trochę wczuwam się w rolę pilota. Start, lądowanie, przebijanie się przez chmury i na końcu kołowanie w celu podejścia do lądowania. W samolotach British Airways są monitory wyświetlające, gdzie akurat jestem, jaką mam prędkość, wysokość i temperaturę na zewnątrz. Polska mimo dobrych kontaktów z Anglią ciągle jeszcze jest Kopciuszkiem w przewozach. Linie lotnicze używają przeważnie samolotów dla 120/160 pasażerów, podczas gdy te międzykontynentalne zabierają nawet 800 pasażerów. Taki przelot przy oknie to wspaniała lekcja geografii zwłaszcza w dzień i przy słonecznej pogodzie. Polska ma jeszcze szczęśliwie dwie łaty zieleni. Puszczę Kampinowską i lasy nadnoteckie. Może się ostaną? W starej Europie gołym okiem widać postęp w nowoczesnej technologii pozyskiwania elektryczności. Na szelfie, na Morzu Północnym da się policzyć wiatraki. Stoją w rzędach po ok. 10 i jest ich ok. 150 dość daleko od brzegu. Przed Amsterdamem jest niemal to samo. Na terenie Niemiec takie fermy są na dużych nie zamieszkałych obszarach. Pod Berlinem są hektary baterii słonecznych. Jednym z instalujących był tam również tomaszowianin. W Polsce też widać pojedyncze wiatraki, ale w oczy rzuca się głównie zagłębie konińskie z kominami. Tu w Anglii praktycznie nie opala się mieszkań czymś co dymi. Nie natknąłem się też dotychczas na skład węglowy. Dlatego wjazd do Tomaszowa, mimo zapomnianego już zapachu z kominów wistomowskich zrobił na mnie ostatnio wrażenie. Czarci dym wokół świątyń, najbardziej w okolicy Polnej, Słowackiego. Szkoda, że proboszczowie zamiast politykować, przez tyle lat nie apelowali do wiernych o zaniechanie tego niszczącego swądu.
W Twyford mam pełny komfort z oddychaniem. Nawet jak idę do pracy, to coraz więcej stojących na czerwonym świetle aut jest z opcją start/stop.