
Wydatki tomaszowian na alkohol rosną z roku na rok. Mniej więcej w zbliżonym tempie.
2013 r. – 50,8 mln zł.
2014 r. – 52,2 mln zł.
2015 r. – 57,1 mln zł.
2016 r. – 60,3 mln zł.
Z podobną dynamiką tylko w odwrotną stronę, spada liczba mieszkańców. W 2016 r. tomaszowianie przekroczyli 60 mln zł w wydatkach na alkohole. Oznacza to, że każdy statystyczny mieszkaniec naszego miasta, zatem również niemowlak i emerytka, wydali na napoje z procentami 1000 zł w przeciągu roku.
Kwota wydatków na alkohol zbliżona jest do kosztów całej oświaty miejskiej, a więc utrzymania wszystkich szkół i przedszkoli wraz z pensjami wszystkich pracowników oświaty. Ponadto nasze roczne wydatki na alkohol są większe niż zakładana kwota największej obecnie miejskiej inwestycji, czyli hali lodowej. Zestawiać i porównywać przepijane pieniądze można jeszcze długo. Jedyna dobra informacja z zestawienia to ta, że – wbrew przepowiedniom – wypłaty 500+ nie wpływają znacząco na wzrost alkoholowych wydatków. Tak przynajmniej wynika z rocznych statystyk przedstawianych w sprawozdaniu z realizacji „Miejskiego Programu Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych”.
Jest jednak informacja która dziwi i zastanawia. Wraz z przekroczeniem owych 60 mln zł w wydatkach na alkohol zmalała kwota wydatków na profilaktykę przeciwalkoholową. W 2015 r. było to 1,26 mln zł, a w roku ubiegłym – 1,12 mln zł. Spadek niewielki, ale warto odnotowania, bo w poprzednich latach te wydatki systematycznie się podnosiły. Czyżby władze miasta uznały, że lepiej nam będzie znosić obecną rzeczywistość… na rauszu?