13 grudnia 1981 r. Miałem 26 lat. Syn Piotr, 4 lata. Od 1975 mieszkałem w Tomaszowie. Głównie byłem piłkarzem Lechii. Jako przeciętny Polak bywałem zatrudniany w dużych zakładach.
Czy się wtedy politykowało? Bardzo nieliczni, bo robotnika interesowało czy po wypłacie, może skręcić parę złoty przed żoną na flaszkę. Rozmawiało się o dupie Maryni, a raczej o tym, który z którą i ile razy.
W marcu 1968 r. mój brat w Łodzi na pl. Wolności oberwał pałką, jak wracał z wieczorowej szkoły. Nie miał pojęcia o co chodziło. Z naszych famuł wyniesiono puszki na śmieci niby na barykadę, ale robotnicy z Marchlewskiego nie wyszli i było po wszystkim. W 1970 z puszkami było podobnie, ale znów Marchlewski nie reagował. 1976 byłem w wojsku i żołnierze okazali się zajęci liczeniem dni wolnych za pracę przy budowie gierkówki. Żaden żołnierz nie miał w głowie wstawić się za strajkującymi w Radomiu. Doszliśmy do 1980 r. i kabaretu Laskowika o warzywach. To było komentowane. Kiełbasę przywozili do zakładów chłoporobotnicy. Dużo Polaków próbowała handlować na Węgrzech i NRD. Zaradniejsi jeździli do Turcji po kożuchy. Wiedza o problemach dochodziła z radia Wolna Europa, młodsi słuchali radia Luksemburg. O tym, że jest jakiś Kuroń, mało kto wiedział.
Ciągle liczna była partia PZPR młodzieżowe organizacje ZSMP i ZMW. Działały związki branżowe. Większość Polaków liczyła na władzę i z tego korzystała. Jedni dla posad, inni dla socjalnych spraw inni dla paszportów, a jeszcze inni dla rozrywki.
Legenda o Wałęsie z Matką Boską w klapie rosła i pojawił się papież. Utworzono regiony Solidarności i zaczęły się przeprowadzki ze związków branżowych do związku Solidarność. Po pierwsze dlatego, że zaczęto urządzać w zakładach strajki. Wtedy było już łatwo, bo nawet partyjni nie byli przeciwni, choć może nie każdy podpisywał się pod referendum w zakładzie. Funkcyjni partyjni uciekali na chorobowe. Idea strajku była taka, żeby towary nie wyjeżdżały do CCCP. Najczęściej po ogłoszeniu jakiejś podwyżki strajk się kończył. Jak już Solidarność liczyła 10 milionów, to strajk był o wszystko. O cebulę i kartofle na zimę. O dywany, czy spodnie sztruksowe. Dziś bohaterami są być może ci, co może często chorowali.
W każdym zakładzie na portierni był ktoś z SB i w każdej klatce schodowej policjant i SB. ZOMO było tworzone z żołnierzy rezerwistów, czyli kolegów z pracy lub wojska. Wtedy znaleźć się w służbach było łatwo i nie wiem, kto odmawiał.
To dlatego dziś jest więcej bohaterów, niż ludzi, którzy dożyli do tych czasów. Cały PiS to bohaterowie!
Wtedy wiedziałem tylko o szefach regionów: Rulewski, Bujak, Frasyniuk czy z Łodzi Słowik. Ciekawe, czemu nikt nie wspomina w Łodzi Słowika, a jest cała masa innych bohaterów. Odważny ksiądz był tylko jeden, Popiołuszko. Inni udzielali chrztów i ślubów żołnierzom, policjantom, partyjnym. Nie chcę mówić, że Solidarność powstała za cebulę, tak jak dziś naród jest pokorny za 500 zł.
Mój kolega zmarł na skutek stanu wojennego. Był przewodniczącym w „Skórach” i po 13 grudnia został namierzony i aresztowany. W piotrkowskim areszcie jego rana w nodze nie goiła się i to było przyczyną przedwczesnej śmierci. To był naprawdę zaangażowany w załatwianiu spraw dla pracowników chłopak. Nie uważał się za rewolucjonistę.
Dziś już o takich jak on, nibyrewolucjoniści mało pamiętają. Odwaga jest tym większa im mniejsze zagrożenie.