W londyńskiej dzielnicy West Norwood grupa aktywistów miejskich, w miejscowej bibliotece publicznej postanowiła stworzyć nowy „dział”, gdzie nie wypożycza się książek, ale przedmioty.
Założenie było proste: „Jest wiele przedmiotów, których ludzie używają może kilka razy w roku – np. grill, walizka, czy wiertarka. Na co dzień nie potrzeba ich gromadzić w domu. Nie trzeba na nie wydawać pieniędzy” mówi James Tattersfield, jeden z założycieli „Biblioteki Rzeczy”. Pomysł zachęcający ludzi do powściągliwości w robieniu zakupów.
Ważna jest nie tylko sama idea, ale także forma działania biblioteki. „Mogliśmy ją uruchomić w internecie, tak byłoby prościej. Biblioteka nie miałaby jednak rodzaju „ciepła”, czynnika ludzkiego. Nie dawałaby możliwości interakcji” dodaje Rebecca Trevalyan. Zbliżanie mieszkańców do siebie stało się jednym z zasadniczych efektów uruchomienia biblioteki. Nawiązywać ze sobą kontakt zaczęli ludzie żyjący przez lata na tej samej ulicy, a nie znając się zupełnie. Jednym z głównych tematów rozmów stały się porady, jak danym przedmiotem najlepiej się posługiwać.
Stąd w Bibliotece zrodziła się inicjatywa organizowania warsztatów majsterkowania, gotowania oraz wszystkiego co się robi w duchu „zrób-to-sam”.