Dwa lata temu 241 dzieci uczęszczało do niepublicznych tomaszowskich przedszkoli. Było to pięć przedszkoli i trzy punkty przedszkolne. Wg. miejskiego raportu oświatowego za rok szkolny 2013/14 w prywatnych placówkach przedszkolnych przebywało niecałe 13% maluchów. W tym czasie w przedszkolach samorządowych było 1859 dzieci.
Mamy tegoroczny raport obejmujący miniony rok szkolny 2015/16 wyraźną zmianę. Prywatnych przedszkoli jest już osiem. Punkt przedszkolny, tylko jeden. Z placówek tych korzysta obecnie 410 dzieci, procentowo jest to ponad 27%, czyli już ponad 1/4 wszystkich tych, które do przedszkoli uczęszczają. W placówkach samorządowych liczba dzieci spada z roku na rok. W 2015/16 było ich tam 1490.
Widzimy więc wyraźny, choć nie wiadomo, jak trwały trend. Rodzą się pytania, czy to świadoma polityka władz miejskich, czy inne czynniki. A jeśli tak to jakie? Pobyt dziecka w przedszkolu niepublicznym z reguły jest droższy niż w samorządowym, średnio o 150 zł miesięcznie. Czy zatem decydują warunki, wyższy poziom opieki, atrakcyjność oferty, czy tylko skuteczniejsza walka o „klienta” prywatnego właściciela placówki?
Decyduje dużo bogatsza oferta zajęć edukacyjnych jaką proponują niepubliczne przedszkola, a także i to, że nie trzymamy się sztywno rozkładu dnia, jak jest to przyjęte w przedszkolach publicznych – mówi Dorota Raj-Kotlarek, dyrektorka „Raj-Landii”, przedszkola działającego przy ul. Lewej.
Dla miasta niepubliczne przedszkola to z jednej strony czysty zysk. Koszty pobytu dzieci w niepublicznych przedszkolach miasto (gmina) pokrywa w 75%, gdy w tych przez siebie prowadzonych w 100%. Maleją więc wydatki, ale maleje też kontrola nad rosnącą grupą pracowników.