Tak wygląda nauczycielski strajk w tomaszowskich szkołach. Nauczyciele miejscy i powiatowi pod rządami PiS przestraszyli się konsekwencji po udziale w legalnym przecież strajku. To niemy sposób wyrażania własnych przekonań w pseudodemokracji, którą sobie zafundowaliśmy.
Jak widać w deklaracje władzy na temat tego, że nauczycielom nie grożą zwolnienia z pracy po „reformie oświaty”, środowisko nie wierzy. – Nie ma co się dziwić tomaszowskim nauczycielom i obwiniać ich za tę postawę. Taką mamy sytuację. Trzeba się cieszyć, że w ten milczący sposób wspierają ogólnopolski strajk – mówi Renata Szadkowska, wiceprezeska tomaszowskiego ZNP.
Zapewne nie jest przypadkiem, że właśnie teraz trwają w mieście prace nad powołaniem dożycia Centrum Usług Wspólnych, które obsługiwać ma wszystkie szkoły i przedszkola. Ta decyzja w konsekwencji też doprowadzi do zwolnień administracyjnych pracowników oświatowych, którzy, podobnie jak ich koleżanki nauczycielki, nie mają w tym mieście gdzie szukać pracy.
W naszym powiecie do czynnego strajku przystąpiło jedynie sześć szkół. Są to podstawówki i gimnazja z Rzeczycy i Będkowa. Dzieci mają zapewnioną opiekę w placówkach.
Formalnie Związek Nauczycielstwa Polskiego domaga się, by do 2022 r. w szkołach nie było zwolnień oraz, by żadnemu pracownikowi nie pogorszyły się warunki zatrudnienia. ZNP oczekuje podniesienia zasadniczego wynagrodzenia nauczycieli o 10%.
Powodem największego od ponad 10 lat nauczycielskiego strajku są konsekwencje wynikające dla samorządowych pracowników oświaty z likwidacji gimnazjów, ale też przygotowywane przez PiS nowe podstawy programowe, nowe podręczniki oprotestowane i zarzucane setkami uwag przez naukowców i ekspertów od nauczania.
ZNP zebrało 600 tys. podpisów w sprawie referendum dotyczącym reformy oświaty. Zobaczymy czy sejm zgodzi się na referendum, czy – nie po raz pierwszy – wyrzuci tysiące podpisów do kosza.