-
Ost-Bhanhof. Już dawno, bardzo dawno nie wstawałem o 3 w nocy. Budziło się życie na dworcu. Na ławkach poruszać zaczęły się kokony zwiniętych i opatulonych szczelnie przed nocnym zimnem istot, jak ja, mówiących po polsku.
Co drugi bezdomny w Berlinie jest Polakiem – informują niemieckie media. Jeszcze niedawno było ich 40%… Na dworcach, pod mostami, w przejściach podziemnych żyje ok. 2,5 tysiąca osób z Polski. Większość nie ma prawa do zasiłku socjalnego. W moim kraju ten temat jest obcy, nie mówi się o problemie. Robi się głośniej, gdy któryś z nich zostaje pobity lub podpalony. W śmierdzącym, zaszczanym śpiworze, czasem upity „w sztok”, staje się łatwym łupem grup wyrostków różnej „maści”. Ogólnie prowokują, załatwiając swoje fizjologiczne potrzeby przy pasażerach, drąc gęby, bluzgając bez umiaru. Nie wszyscy i nie zawsze. Jest też grupa odchodzących z tego świata powoli w ciszy i zapomnieniu, jakby nie chcieli obarczać swoim jestestwem. Nie ma w nich buntu, ot jakie życie, taki jego koniec. Latem zalegają w naturze i pustostanach. Są „prawie” niewidoczni. Zimą szukają alkoholu i ciepła do przeżycia. Noclegownie nie zawsze przyjmują nietrzeźwych. Koło zamyka się, a karetki pogotowia krążą bezustannie.
***
Przeczytałem w prasie polonijnej krótki wywiad z młodymi pracownikami socjalnymi, zajmującymi się głównie bezdomną młodzieżą. Przez spotkania na ulicy, częstując kawą i gorącymi posiłkami, zapraszają do punktu kontaktowego. Przychodzą tam prosto z ulicy, aby umyć się, wyprać rzeczy, wypić kawę, pogwarzyć i posłuchać muzyki. Wspólna rozmowa, to początek współpracy – mówią młodzi pracownicy socjalni. Są też ludzie, którzy już w Polsce byli bezdomni. Przyjechali do Berlina, gdyż jest bardziej przyjazny. Nie są tak dyskryminowani, jak w kraju, gdyż noclegownie nie mają tak rygorystycznych warunków. Dla niektórych Berlin miał być tylko pierwszą stacją w drodze do Francji czy Hiszpanii, a stał się ostateczną…
Decydując się na życie na ulicy, młodzi ludzie stwarzają sobie własne warunki przetrwania. Ich opowiadania są cały czas pełne radości i nadziei.
Zadaję sobie pytania: Czy powstał jakiś plan pomocy ze strony rządu? Gdzie kościół ze słowami pełnymi miłosierdzia dla swoich owieczek? Jak musi cierpieć ten, co znaczenie temu słowu nadał, pouczając o radości z odnalezienia zagubionej owieczki?
Stefan W. Fiszbach