Ten mur ustawiono rok temu – skarży się tomaszowianka, czytelniczka FORMAT-u. – Ustawiły go władze kościelne wbrew potrzebom ludzi i logice. Postawiono go, bo śmieci z cmentarza rzymskokatolickiego trafiały na cmentarz ewangelicki. Teraz nie ma śmieci, ale nie ma też przejścia między cmentarzami. Dla mnie oznacza to nadkładanie drogi między grobami rodziców ponad kilometra. Takich ludzi jak ja, starszych, chorych przychodzi na cmentarz wielu. Odwiedzają groby bliskich po obu stronach muru. Narzekają, złorzeczą i są bezsilni.
Dzwoniłam w tej sprawie do Archidiecezji Łódzkiej, do Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Piotrkowie, ale wszyscy mnie zbywają. Prosiłam lokalną gazetę, by zajęła się tematem, ale tam też usłyszałam, że ich to nie interesuje.
Rzeczywiście, siatka, która dzieliła oba cmentarze wyglądała fatalnie. Ale, czy w ogóle cmentarze warto oddzielać od siebie murem? Jak to świadczy o kościele? Przecież cmentarze, to miejsca, na których nie powinno być podziałów, tu w końcu trafimy wszyscy i będziemy wszyscy wobec siebie równi. To mówi nauka kościoła chrześcijańskiego, a ten mur i upartość zarządców cmentarzy tylko temu zaprzecza. Można było w tym murze zrobić choć furtkę, ale właśnie jej brak pokazuje, że najmniej waży w tym sporze inny człowiek. Wstyd. Po prostu wstyd.
O tym, ile drzew w ostatnim czasie zniknęło z cmentarza, już nie warto nawet wspominać. To też dowód na troskę o każdą formę życia.