My, właściciele sklepów i punktów usługowych z ul. Warszawskiej nie dość, że cierpimy z powodu zamknięcia ulicy i wiszącego nad nami widma bankructwa, to jeszcze dokładają nam stróże porządku publicznego.
Oczywiście, że na Warszawskiej trwają roboty i jest ona zamknięta dla ruchu, ale bywa, że całymi dniami nic się na niej nie dzieje. Tak było np. we wtorek i środę. Czasem trzeba podjechać pod sklep z towarem, wyładować, załadować. Nikt się mną nie martwił, gdy przez dwa dni pod drzwiami miałam wykopaną dziurę i nawet wejść się nie dało do środka. Za to w tym tygodniu policja ustawiała się przy ul. Kołłątaja i przy ul. Szerokiej i wlepiali mandaty. Odebraliśmy to jako dodatkową „pomoc publiczną” od miasta, które tak bardzo o nas zadbało na czas remontu.
Oburzona z Warszawskiej