W kraju to tak jak w rodzinie. Jeśli jest zgoda to można spokojnie budować przyszłość poprzez edukowanie młodzieży. Jeśli w domu są kłótnie i ma się na rozwód, o zdrowej edukacji młodocianych lepiej zapomnieć. Pod tym względem nie ma większej różnicy między Polską, a Anglią. 6 lat spokojnych rządów poprzedników i zrównoważony wzrost gospodarczy w Anglii nie powodowały sporów o edukację. W Polsce 8 lat spokojnych rządów też sprawił, że polskie szkoły zaczynały piąć się w rankingach światowych i zdobywać nagrody nawet NASA. Rozbicie społeczeństw na proeuropejskie i przeciwne Europie zaowocowało pomysłami na zmiany w szkolnictwie. Rząd w Anglii zamierza wspierać finansowo wyselekcjonowana grupę uczniów w tzw. Grammar szkołach, czyli szkołach dostępnych dla zamożniejszych obywateli. Opozycja rządowa promuje swoją wersję podnoszenia poziomu kształcenia dla wszystkich uczniów w całym kraju. Prywatne szkoły, idąc w poprzek lansują nauczanie w kierunkach zawodowych. Ostatnie majstrowanie w sposobie egzaminowania sprawiły spadek ocen, dlatego trudniej jest uzyskać minima na studiowanie na uniwersytetach. Nikomu to nie sprzyja, może tylko politykom, bo mają się o co spierać. W Polsce jest podobnie, bo zwaśnione grupy społeczne też, wymyśliły, że warto się spierać o edukację. Efektem sporów jest znaczna grupa młodzieży, której w ogóle nie da się uczyć. Dorastająca młodzież żyje w swoim świecie. Rodzą się różnego rodzaju patologie w tym internetowe dręczenie słabszych osobników. Premier Anglii wdraża kontrolę przestępstw internetowych w celu uniknięcia najbardziej drastycznych efektów tego procederu. Chodziłem do szkoły 8-letniej i nie mam problemu kontaktowania się z ludźmi młodszymi, kończącymi gimnazja. Dziś ci wykształceni w gimnazjach kończą uniwersytety i trudno ich nazwać głupszymi od mojego pokolenia. Widać, że nie chodzi o nauczanie, a raczej pokazanie, że się akurat rządzi, a po nas choćby potop.