– Pani Beata. Młoda kobieta, matka małych dzieci przywieziona na SOR z niewydolnością oddechową. Rozpoznanie – sepsa. W sobotę popołudniu udało mi się telefonicznie nawiązać kontakt z profesorem, autorytetem w tej dziedzinie. Konsultacja odbywała się przez telefon. Pilny zabieg operacyjny na ratunek życia, w którym uczestniczyłam jako anestezjolog. Wstrzymałam planowe przewozy innych pacjentów i zarezerwowałam transport dla operowanej kobiety. Osobiście doposażyłam karetkę, oddelegowałam do niej ratownika z SOR, który był przeszkolony, jak się zachowywać w razie, gdy stan chorej się pogorszy. Wygraliśmy wyścig z czasem i trudnościami organizacyjnymi. Pacjentka, przetransportowana do jednego z najlepszych ośrodków intensywnej terapii w Łodzi, przeżyła. Po kilku miesiącach przyszła podziękować.
Pacjent ok. 40-letni, przebite płuco, przywieziony na SOR karetką. W trakcie transportu do SOR doszło do zatrzymania krążenia. Natychmiast osobiście rozpoczęłam zaawansowaną resuscytację. Błyskawicznie z zespołem zamówiliśmy dla pacjenta krew na ratunek, wraz z chirurgiem przejechaliśmy z resuscytowanym pacjentem przez tomografię komputerową. Okazało się, że miał krwotok z przebitego płuca. Szybkie decyzje, maksymalne zaangażowanie zespołu SOR, skuteczne interwencje. Przeżył. Mimo wstrząsu krwotocznego i zatrzymania krążenia czynność serca wróciła do normy. Pacjent, wspierany wysiłkiem personelu OIOM, po dłuższym czasie odzyskał przytomność. Tymczasem zespół karetki nie prowadził resuscytacji przy przekazaniu pacjenta, a jeden z konsultantów w SOR wyznał – myślałem, że odpuszczamy.
Mam satysfakcję z pracy w tomaszowskim szpitalu, bo uratowałam nie jedno ludzkie życie – mówi dr n. med. Tamara Trafidło, specjalistka anestezjologii i intensywnej terapii w trakcie specjalizacji z medycyny ratunkowej. Od maja br. koordynatorka ratownictwa medycznego w Urzędzie Wojewódzkim w Łodzi. Przez ostatnie półtora roku pracowała w Tomaszowskim Centrum Zdrowia. O sobie mówi: – Mam dorobek naukowy, ale jestem też praktykiem, bo na oddziałach intensywnej terapii i na oddziałach ratunkowych w szpitalach naszego województwa pracuję od kilkunastu lat. Jestem osobą, której chce się pracować, a nie tylko brać pieniądze za bycie na dyżurze.
Brudne ściany, uschnięta trzykrotka, brak jakichkolwiek informacji dla pacjenta, to był pierwszy obraz na tomaszowskim SOR-ze jaki zapamiętałam. W dyżurce lekarskiej stało łóżko ze sterczącą sprężyną, za materacem dwie puste butelki po wódce, zacieki z dachu na ścianie i niedomykające się okna bez parapetów. Zadałam sobie pytanie, czy takie niechlujstwo przekłada się na jakość pracy z pacjentem, czy nie? Jeśli ktoś spędza 200 godzin w miesiącu w takich warunkach, to jak to wpływa na jego kontakty z pacjentami i innym pracownikami? Czy jest w stanie okazać troskę albo zwyczajnie, uśmiech drugiemu człowiekowi?
W trakcie pracy w Tomaszowie udało mi się przeforsować zwiększenie obsady personelu na SOR-ze. Zbudowałam zespół. Społecznie, własnymi środkami poprawialiśmy warunki funkcjonowania oddziału. Wprowadziłam szkolenia personelu, każdy trudny przypadek był omawiany. Zaczęłam mierzyć czas oczekiwania pacjenta w SOR na przybycie z innego oddziału lekarza konsultanta. Zdarzało się, że pacjent czekał pięć, sześć godzin, a nie chodziło o konsultanta chirurga, który stoi przy stole operacyjnym. Zmiany i ulepszanie procedur oraz starania o równorzędne traktowanie zespołu SOR w porównaniu z innymi oddziałami TCZ okazały się jednak niewygodne. Pod fasadą korzystnych przemian ukrywa się politykierstwo, któremu sprzyja bezgłos.
Tamara Trafidło ordynatorką SOR była do 30 września br. Decyzją dyrektora ds. medycznych nie pracuje już w TCZ. Do tej pory nie uzyskała żadnej merytorycznej argumentacji tej decyzji, mimo wzorowej opinii wśród ordynatorów TCZ. Koledzy ordynatorzy nie wypowiadają się na jej temat. Starosta w rozmowie z lekarką stwierdził, że decyzje personalne w TCZ podejmuje prezes szpitala.