Jedną z pierwszych decyzji obecnego prezydenta Tomaszowa była reorganizacja pracy placówek szkolnych i przedszkolnych. Przed reformą mieliśmy: przedszkola, szkoły podstawowe, gimnazja i dwa zespoły szkół, w skład których wchodziły podstawówka i gimnazjum. Po reorganizacji mamy: przedszkola, zespoły przedszkolne, szkoły podstawowe, zespoły szkolno-przedszkolne, gimnazja i zespoły szkół. Konia z rzędem temu, kto nie jest nauczycielem jednej z wymienionych placówek ani oświatowym urzędnikiem i wie, która placówka jaki ma obecnie numer i co z czym działa. Nie bardzo wiadomo, jakie koszty ponieśliśmy, by dokonać reorganizacji, bo nikt się tym nie chwalił. Mówiło się za to, że chodziło o wymianę, przy pomocy konkursów, niewygodnych dyrektorów placówek na spolegliwych i usłużnych wobec władzy, która nastała w mieście. Być może, gdyby ponad rok temu prezydent wiedział, że jego ugrupowanie przygotowuje reformę oświaty, tamtych zmian by nie było.
Teraz szkoły funkcjonujące w ramach zespołów szkolno-przedszkolnych staną się ponownie podstawówkami. Podobnie, obecne gimnazja i dwa zespoły szkolne będą ośmioletnimi szkołami podstawowymi. To wszystko już od 1 września 2017 r. Wróci stara numeracja, przedgimnazjalna.
Skoro tak, to żadna z dotychczasowych szkół nie zostanie zlikwidowana. Zdaniem władz miasta, obawy nauczycieli o zatrudnienie są nieuzasadnione.
Już w styczniu będzie podjęta uchwała w sprawie funkcjonowania nowej sieci szkół i ich obwodów.
Dla dyrektorów szkół planowane zmiany oznaczają kolejną gorączkę z której placówki oświatowe nie wychodzą od lat kilkunastu. Obecne szkoły podstawowe od nowego roku szkolnego przyjmą uczniów klas pierwszych i jednocześnie w szkołach tych pozostaną siódmoklasiści, którzy dotychczas przechodzili do gimnazjów. Oznaczać to będzie ścisk i przepychanki. Część rodziców, nie będzie raczej zadowolona, jeśli ich dzieciom każe się zmieniać szkołę, by rozładować tłok i zostaną skierowane do „nowych” podstawówek. Za to przyszłoroczni pierwszoklasiści nie zostaną pewnie skierowani do „nowych” podstawówek, bo tam będą jeszcze obecni gimnazjaliści, a i szkoły te nie są przystosowane jeśli chodzi o sprzęt i warunki na przyjęcie maluchów.
Oczywiście tomaszowskie władze w przeciwieństwie do innych samorządów, nie mogą krytycznie wypowiadać się o przygotowywanych zmianach. Nic też nie wiemy, jakie reforma oświaty wywoła koszty. Wiemy tylko, że poniosą je głównie samorządy.
Antoni Węgliński, prezes tomaszowskiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego próbował rozmawiać z władzami miasta o zbliżającej się reformie. – Nic nie wiadomo o kosztach zmian. Z miasta idzie przekaz, że nauczyciele nie będą zwalniani. To jednak nie wszystko, bo niewiele wiadomo na dziś o tym, jak wyglądać będzie podstawa programowa, jaka będzie ilość godzin poszczególnych przedmiotów. Mam nadzieję, że związki zawodowe otrzymają do zaopiniowania wypracowane propozycje – mówi A. Węgliński i dodaje: – Na proponowanej reformie najbardziej ucierpią dzieci wiejskie i ich rodzice. Będą ponosić m.in. dodatkowe koszty dojazdów do szkół w mieście. Samorządy gminne głównie liczą pieniądze i siedzą cicho. W naszym powiecie krytycznie o reformie wypowiedziała się jedynie Rada Gminy Rzeczyca. Krytyczne uwagi przekazano do ministerstwa.
Rodzice tomaszowskich uczniów w pierwszej kolejności zainteresowani będą tym, w którym budynku ich dziecko będzie pobierało naukę i czy w trakcie cyklu nauczania nie będzie zmuszone zmienić szkoły. Jednak dużo ważniejsze – gdzie, jest pytanie – co? Zmiany w programach nauczania i podstawach programowych, jak sygnalizują specjaliści, szykują się wręcz rewolucyjne. Szkoła cofa się do XIX w. Brak reakcji dzisiejszych rodziców sprawi, że to dzisiejsze dzieci poniosą za jakiś czas największe koszty tej demolki.
Na zdjęciu: Gimnazjum nr 3 w al. Piłsudskiego, które od września przyszłego roku będzie zapewne Szkołą Podstawową nr 3.