Grzegorz Komorowski, kiedyś tomaszowianin, od 2006 mieszkaniec Twyford w Anglii, małej miejscowości oddalonej o 40 min. drogi od Londynu.
W 1975 przyjechał z Łodzi do Tomaszowa grać w piłkę nożną w KS Lechia. Pamięta i podkreśla, że ściągnął go tu Władysław Wałach, ówczesny I sekretarz KW PZPR.
Przez 5 lat pracował w enerdowskim Dreźnie w firmie produkującej maszyny rolnicze, ale – jak podkreśla – ważniejszy od pracy był wówczas „handel zagraniczny”, bo w Polsce były wtedy puste półki.
Od 1987 r., po powrocie do Tomaszowa prowadził firmy przewozowe: niemiecki ROKTRANS, następnie belgijski NIJS.
Społecznie udzielał się w stowarzyszeniu przewoźników, zarządzie KS Lechia, Lokalnym Funduszu Dobroczynnym ROKU 2000, LKK START.
10 lat temu wyjechał z Polski do Anglii, ale wciąż wraca do Tomaszowa, ma tu rodzinę i znajomych.
W UK mieszkają i pracują setki tomaszowian. Grzegorz Komorowski, jeden z nich, w FORMACIE3A będzie opowiadał o Anglii widzianej oczami emigranta, o Polakach w Anglii, o Polsce oglądanej z angielskiej perspektywy.
Oto pierwsza opowieść Grzegorza.
Wracam do nie tak dawno obchodzonego Święta Niepodległości.
Jakże to różne były obchody w Polsce i na Wyspach. Tu bohaterem jest każdy, kto walczył. Wszyscy im oddają hołd. Wspólnie. Żołnierze angielscy nie byli świętoszkami. Nie chodzi o tych, co odpierali w okopach najeźdźców na Wyspy. Większość zabijała tubylców tysiące kilometrów od ojczyzny. Był w tym też rosyjski Krym w 1853 do 1856 r.
Cała Anglia od lat w tym samym stylu świętuje 11 listopada jako Dzień Weterana. Różnica z tym co dzieje się w Polsce polega na tym, że tu praktycznie wszyscy się z tym utożsamiają. Wiele dni wcześniej, w możliwie dostępnych miejscach, wolontariusze kwestują sprzedając (sztuczne) kwiaty maku, jako symbol weteranów. Każdy, kto wrzuci jakąś sumę do puszki, otrzymuje czerwonego maka i dumnie nosi go w klapie. Pieniądze zasilają fundusz organizacji wspierającej weteranów.
Londyn świętował przez dwa dni. Uroczystości były transmitowane w telewizji BBC1. W niedzielę, 13 bm., wieńce przed pomnikiem składała królowa i jej mąż Philip. Następnie kolejno reprezentanci różnych partii politycznych w tym pani premier T. May i przewodniczący opozycyjnej Partii Pracy, J. Corbyna. Później odbyła się parada zakończona w Pałacu Buckingham. Wszytko odbywa się kolorowo, uroczyście. Weterani, nawet z widocznymi obrażeniami rąk, czy nóg dumnie pokonują spory dystans.
Jest to też spora atrakcja dla turystów z całego świata. Nikomu nie przychodzi do głowy wprowadzać jakieś zamieszanie w tych dniach. Autorytet królowej jest niekwestionowany, a każdy z mężczyzn z dworu ma za sobą służbę w wojsku. Występują w mundurach i nie ma krytyki, że to jakieś sztuczne figury.
Jak się porówna z tym, co dzieje się w Polsce, widać różnicę. U nas jest jakoś sztucznie i mało dostojnie.