Anna Witkowska, wychowawczyni naszej klasy
WSPOMNIENIE.
W styczniu 2019 r. zmarła wielolet…
WSPOMNIENIE.
W styczniu 2019 r. zmarła wieloletnia nauczycielka I Liceum Ogólnokształcącego im. Jarosława Dąbrowskiego w Tomaszowie Mazowieckim, Miała 92 lata. Nasza Pani Profesor, tak się wtedy zwracano do licealnych nauczycieli, uczyła nas też historii. Była bardzo rzetelnym wykładowcą i sprawiedliwym, oddanym młodzieży pedagogiem, życzliwym człowiekiem. Jeszcze 11 lat temu odwiedziła nas na spotkaniu klasowym, 30 lat po maturze. Nie mogłem pojechać na pogrzeb, ale zawsze Pani Witkowska pozostaje w mojej bardzo wdzięcznej pamięci. Byliśmy klasą C w latach 1974 – 1977. Wspominając na priv ze szkolną koleżanką z podstawówki i liceum, Ewą Tarkowską, dawniej Bledziewską zauważyliśmy, że za ”naszych” czasów Pani Psor miała około pięćdziesiątki a nam wydawała się wtedy starszą panią. Zmienia nam się optyka z biegiem lat – stwierdziła Ewa (jedna z uczennic).
Źródło: FB Foto Marek Kowal
Katarzyna Balasińska-Sosnowska (1942-2017)
Nasza Pierwsza Pani
W sobotę, 4 marca 2017 r. zmarła Katarzyna Balasińska-Sosnowska, emerytowana nau…
Nasza Pierwsza Pani
W sobotę, 4 marca 2017 r. zmarła Katarzyna Balasińska-Sosnowska, emerytowana nauczycielka Szkoły Podstawowej nr 12.
Przez 30 lat pracy pedagogiczno-wychowawczej nauczyła pisać, czytać i liczyć setki dzieci. Pracę nauczycielki nauczania początkowego rozpoczęła w „dwunastce” w 1962 r. Była absolwentką Studium Nauczycielskiego i już w trakcie pracy ukończyła studia pedagogiczne. Na dwa lata opuściła SP nr, ale szybko do niej wróciła, bo jak sama mówiła: nie umiała gdzie indziej pracować, „dwunastka” to była „jej” szkoła. Od września 1974 r. na pięć lat została powołana na funkcję wicedyrektorki SP nr 12. Już po roku, zrezygnowała z tej funkcji. Jej pasją i powołaniem była bowiem praca z najmłodszymi dziećmi w szkole. Oprócz samego nauczania była zaangażowana w tworzenie ministerialnych programów nauczania początkowego. 31 sierpnia 1992 r., po 30 latach odeszła na emeryturę.
Miała też epizod samorządowy. Była radną miejską I kadencji w latach 1990-94. Pomimo próśb i namawiania, nie kandydowała już nigdy więcej, bo – jak mówiła – praca w Radzie Miejskiej ją rozczarowała. Nie chciała walczyć, tylko pracować.
W pewnym sensie była moją pierwszą nauczycielką – mówi o Katarzynie Balasińskiej, Mieczysława Frączak, jej szkolna koleżanka, a w ostatnich latach, serdeczna przyjaciółka i opiekunka. – Pierwszą szkolną praktykę w trakcie nauki w SN odbywałam w SP nr 12, a Kasia była moją opiekunką. To była bardzo solidna praktyka. Miałam szczęście, bo pracę też rozpoczęłam w SP 12 i Kasia stała się moją koleżanką z pokoju nauczycielskiego.
Razem rozpoczynałyśmy pracę w „dwunastce” – mówi Halina Jankowska, szkolna koleżanka i przez 20 lat dyrektorka SP 12. – Kasia była bardzo dobrym człowiekiem. Bardzo się przejmowała, pracą, nauką, swoimi uczniami, koleżankami. Gdy zostałam dyrektorką szkoły więź między nami osłabła, bo to stanowisko pochłaniało strasznie dużo czasu i energii. Na emeryturze też nie spotykałyśmy się zbyt często, ale czasem zdarzało nam się wspólnie przemierzać nasze niebrowskie osiedle. Nie mogę przestać o niej myśleć.
– W naszej pamięci zostanie zawsze młodą, uśmiechniętą, pełną ciepła „naszą panią” z pierwszej klasy. Nauczyła nas nie tylko czytać i liczyć, ale ukształtowała nasze postrzeganie świata, rozwinęła wrażliwość na drugiego człowieka i jego potrzeby, zaszczepiła i ugruntowała prawość w działaniu. Pokazała drogę do dalszego życia. Szczycę się tym, że była moją wychowawczynią – mówi o pani Kasi, Magdalena Galińska, która naukę w Ia rozpoczynała w 1967 r.
Uczniowie, koledzy i koleżanki zapamiętają Kasię, jako szlachetnego i prawego człowieka. Nie tylko uczyła, ale i wychowywała. To był szalenie ważny element Jej pracy z dziećmi. Równie ważne, jak ładnie wykaligrafowane litery i znajomość tabliczki mnożenia, były czyste ręce, zeszyt bez kleksów i umiejętność używania takich słów jak: dziękuję, przepraszam, proszę. Pani Kasia prowadząc lekcję nie krzyczała. Wystarczył Jej karcący wzrok. Potrafiła się oburzyć, pogniewać, ale też pocieszyć, przytulić, zajrzeć w oczy i duszę „swoich” dzieci. Była dystyngowana i jednocześnie bardzo ciepła i serdeczna. Tak my, Jej uczniowie Ją zapamiętamy. Bo panią Kasię zapamiętamy do końca naszych dni.
Katarzyna Balasińska-Sosnowska zmarła w wieku 75 lat.
Pogrzeb odbędzie się 10 marca br. o godz. 14.00 na cmentarzu przy ul. Smutnej.
Jan Lenartowicz (1931-2016)
25 lutego br. odszedł od nas ukochany Tata, Mąż, i Dziadek.
Trudno jest pisać o najbliższej osobie kiedy nie jest się pogodzonym z jej/jego odejściem. Ale czy można w ogóle pogodzić się …
25 lutego br. odszedł od nas ukochany Tata, Mąż, i Dziadek.
Trudno jest pisać o najbliższej osobie kiedy nie jest się pogodzonym z jej/jego odejściem. Ale czy można w ogóle pogodzić się z tym wyrokami losu, których nie chcemy zaakceptować?
Pamiętam z dzieciństwa lęk, że mogę stracić rodzica. Wtedy dotyczyło to Mamy. Teraz odczuwam ogromny ból po odejściu Taty, tak jak każda, kochająca córka. Ból ten jest spotęgowany tym, że nie zdążyłam pożegnać się z Tatą, tak jakbym chciała. Dlatego postanowiłam napisać tych parę słów, które będą już tylko pośmiertnym monologiem.
Byłeś Tato człowiekiem wyjątkowym, ciepłym, serdecznym, przyjacielskim o dużym poczuciu humoru, choć czasem bezkompromisowym.
O tym, że szanowano Cię świadczy choćby ilość żałobników na pogrzebie. Wśród nich przeważali Twoi byli współpracownicy ze szpitala i poradni rejonowej. Wiem, że ludzie wspominają Cię z dawnych lat z sytuacji, gdy nie wahałeś się nieść pomoc młodszym koleżankom po fachu, gdy np. nie radziły sobie z trudnym pacjentem. Można było na Ciebie zawsze liczyć.
Pamiętam też incydent, gdy pacjenta po porodzi próbowała wyskoczyć przez okno izby porodowej. Uratowałeś ją, a pamiętam Twoją szytą nogę, dłuższe zwolnienie i to, że wkrótce po tym w oknie szpitala pojawiły się kraty.
Nie zdążyłam podziękować Ci za wychowanie mnie i przekazanie tych wartości, które są dla mnie najważniejsze – uczciwości i – jeśli nie miłości – to przynajmniej sympatii dla drugiego człowieka.
Te słowa niewypowiedziane, ale zapisane dedykuję Twojej Pamięci.
Córka, Anna Spryszyńska
Jan Lenartowicz był lekarzem ginekologiem. Pracował w tomaszowskim szpitalu, kierował Rejonową Przychodnią Kolejową, a następnie Rejonową Przychodnią ZPW Mazovia. Przez lata bł też lekarzem pogotowia ratunkowego.
Stanisław Warchoł (1931-2016)
Górnik z Białej Góry
W latach 1977-1999 dyrektor Tomaszowskich Kopalni Surowców Mineralnych „Biała Góra”. Kierował Białą Górą przez 22 lata.
Urodził się w 1931 r. w Jaszczurowej k. Wadowic. Ukończył Technikum Górnicze w Zabrzu a następnie studia górnicze na Politechnice Śląskiej w Gliwicach. Prace zawodową rozpoczął w kopalni węgla kamiennego. Od 1977 r. jako dyrektor kopalni piasku w Smardzewicach.
Białej Górze oddał ponad 20 lat życia. Rozwijał wydobycie piasku i produkcję nowych jego asortymentów, unowocześniał park maszynowy. Prywatyzację kopalni przepłacił chorobą.
Wśród odznaczeń, które otrzymał są m.in. Order Sztandaru Pracy I KL i tytuł Zasłużonego Górnika. Choć nie urodził się w Tomaszowie, to bardzo związał się z naszym miastem. Śledził pilnie jego rozwój, a raczej regres. Zabiegał o ratowania nagórzyckich grot i poszukiwanie zdrowej wody głębinowej dla miasta. Nawet jako emeryt wspierał wiele inicjatyw kulturalnych i gospodarczych oraz uczestniczył w wydarzeniach kulturalnych, które miały tu miejsce.
Zmarł 4 kwietnia br. Pochowany został 8 kwietnia na cmentarzu w Piotrkowie Trybunalskim.
W pamięci braci górniczej pozostanie zapewne jako sprawiedliwy, wymagający i, ale i życzliwy pracownikom dyrektor.
Bożena Fajfer
Nie umiera ten, kto trwa w pamięci żywych.
ks. Jan Twardowski
W mojej pamięci trwa, choć już bardzo zatarty, obraz zawsze uśmiechniętej, miłej i uśmiechniętej przedszkolnej niani – Bożeny Fajfer, która odeszła od nas 3 lutego br.
Ciocia Bożenka
Można śmiało powiedzieć, że osierociła nie tylko swych najbliższych, ale też wcale niemałą gromadkę już dorosłych wychowanków, którzy, tak jak ja, ulegali Jej urokowi
i dobroci, tuląc się w ramionach kochanej „cioci”.
Coraz rzadziej można spotkać w życiu osoby, które potrafiłyby poświęcić się z wielką pasją pracy. Pani Bożenka taka była. Zawsze z tą samą energią i optymizmem znajdowała uśmiech, szczególnie dla tych dzieci, których los nie oszczędzał – przewlekle chorych
i niepełnosprawnych. Wraz z innymi „ciociami” tworzyła domową atmosferę Przedszkola
nr 17. Miejsca, gdzie personel miał serce i patrzał w serce.
Choć dziś nie pamiętam szczegółów przedszkolnego życia, to przypominam sobie, że „ciocia” Bożenka wnosiła mnie po schodach na piętro i codziennie wesoło pytała: – No i co tam Andźka dzisiaj ciekawego?
Teraz mogę Jej już sprawniej odpowiedzieć, że wyrosłam, skończyłam wyższe studia
i staram się postępować zgodnie z zasadami wyniesionymi także z mojego ukochanego przedszkola, które również dzięki Niej stało się wskazówkami w moim życiu.
Trudno żegnać na zawsze kogoś, kto jeszcze powinien być z nami. Wiem jednak, że w pamięci nas wszystkich pozostanie Jej uśmiech i dobre serce, takiej zwyczajnej, ale nadzwyczajnej „cioci” Bożenki Fajfer.
Pan Bóg zabiera człowieka wtedy, gdy widzi, że zasłużył sobie na niebo.
Jan Grzegorczyk